Przejdź do głównej zawartości

Podsumowanie 2020 roku

  



Co to był za rok... 2020 tak bardzo namieszał w moim życiu, że nie mogłam nic nie napisać na jego temat. Rok czekania, odmawiania, odwoływania i... odpuszczania. Bawiąc się na balu sylwestrowym w 2019 roku, cieszyłam się na kolejne miesiące, które miały być dla mnie bardzo emocjonujące i intensywne. 2020! Welcome! Czekałam na Ciebie z różnych względów. Miałeś być wyjątkowy, romantyczny, pełen podróży i spotkań z przyjaciółmi. 

I tak, byłeś wyjątkowy. Już w marcu wysłałeś mnie na wieś i postawiłeś w zupełnie nowej sytuacji. Nauczanie zdalne? Wolę wymazać z pamięci. Współczułam sobie, współczułam rodzicom, a nawet dzieciom. Nie tak powinno wyglądać ich dzieciństwo. Moja praca zdalna przypadła na okres wiosenny. I to akurat było najlepsze co mogło mi się przytrafić. Ten czas uświadomił mi jak bardzo kocham naturę i jak bardzo nie lubię życia w mieście. Na wsi wzięłam głęboki oddech. Jaki koronawirus? Jakie maseczki? Jakie obostrzenia? Nie odczuwałam tego wszystkiego praktycznie wcale. Kiedy ludzie w mieście chowali się pełni strachu w swoim mieszkaniu, ja szwędałam się po lasach. Pomyślałam, że skoro już utknęłam na wsi, to mogłabym chociaż wykorzystać to, co mnie otacza. I tak zebrałam całkiem sporo soku z brzozy i pokrzywę (która ma całe mnóstwo zastosowań), zrobiłam macerat z kwiatów forsycji oraz syrop z pędów sosny. Miałam z tego niesamowitą frajdę i już wyobrażałam sobie siebie jako Babkę z serialu Ranczo, posiadającą wszelką wiedzę na temat ziół i leczenia schorzeń. Nie, no żartuję, ale temat ziół naprawdę mnie zafascynował. Wieś działała na mnie kojąco, pomagała zachować spokój i odciąć się od wszelkich złych wydarzeń. Tak, to był dobry czas. 2 miesiące pełne spacerów, wycieczek rowerowych i rozmów z rodziną. Załapałam się nawet na ognisko. Takie prawdziwe ognicho, z pieczeniem ziemniaczków, kiełbasek i rozmów do późnej nocy. Och, jak było cudownie!

A potem musiałam wrócić do miasta i do normalnego trybu pracy. Nagle jakby ze zdwojoną siłą odczuwałam te wszystkie ograniczenia. Również moje ciało zaczęło dawać mi sygnały, że stres, który próbowałam gdzieś tam kiedyś zdusić, próbuje w końcu znaleźć ujście. Zaczęłam mieć problemy ze snem, pojawiły się stany lękowe. A w pracy wszystko musiało iść dalej swoim rytmem. Zdałam sobie sprawę, że nie ucieknę przed nową rzeczywistością. Skutki epidemii stały się dla mnie bardzo odczuwalne, a ja przestałam sobie z tym radzić. Temat na zupełnie oddzielny wpis, ale cała sytuacja z moim zdrowiem nauczyła mnie jednego - nie da się uciec przed stresem i nie da się uciec przed rzeczywistością, która dla mnie niestety okazała się być dosyć przygnębiająca. Na pewno są osoby, które w tej nowej rzeczywistości odnalazły się bardzo dobrze i tak naprawdę uważają ten rok za udany i chwała im za to! Być może są też tacy, którzy pukają się w głowę czytając te moje przemyślenia i myślą: Ludzie to mają problemy! Choroby, wypadki! Co tam strach, że świat już nigdy nie będzie normalny, co tam 2-krotnie przełożony ślub??? Ale tak, każdy ma swoją wrażliwość i każdy inaczej odczuwa wydarzenia dookoła. Dlatego dziękuję Bogu za wszystkie osoby, które mnie w tym czasie wspierały i współczuję tym, którzy dodatkowo rzucały mi kłody pod nogi. Współczuję, bo uważam, że osoby, które wiodą szczęśliwe życie, nie mają potrzeby dołowania innych i nie widzą wszędzie problemów. 

I tak docieramy do końcówki roku. Październik dał mi nieźle popalić i praktycznie do ostatniej chwili nie pozwalał na zaplanowanie czegokolwiek. Listopad po prostu minął. Niepostrzeżenie, cicho, bez zbędnych dramatów. Jak to listopad. Chociaż tegoroczny miał być dla mnie pełen fajerwerków. A wyszło jak w całym roku - zaskakująco i nieprzewidywalnie. Dopiero grudzień ukrył tę całą gorycz pod świąteczną otoczką. Pozwolił zwolnić, skupić się na rodzinie i samej sobie. Nie wiem jak to jest z tymi świętami, ale dla mnie są zawsze piękne. Nawet kiedy trzeba siedzieć w domu i ograniczyć kupowanie prezentów w obawie przed nadchodzącym kryzysem gospodarczym. Cholerny 2020 rok. 

Pomimo, że nie zapowiada się, aby rok 2021 wyjątkowo różnił się od swojego poprzednika (przynajmniej na początku) to ja już jestem chyba trochę mądrzejsza i silniejsza. Co więcej, pod pewnymi względami, cieszę się, że poprzedni rok wyglądał tak jak wyglądał, bo dzięki temu zrozumiałam kilka rzeczy. W życiu nie zawsze należy być silną i dzielną. Można, a nawet trzeba czasami zapłakać. Wiem też, że świat ciężko zmienić, ale swoje postrzeganie na jego temat już tak, dlatego mimo ciężkich chwil, warto dostrzegać małe przebłyski słońca... Podsumowując, witam nowy rok z taką samą nadzieją jak ten poprzedni. Liczę na to, że będzie dla mnie nieco bardziej przychylny. Trzymajcie kciuki!

Komentarze

  1. Poprzedni rok zapisał się na kartach historii jako przełomowy (w pewnym sensie). Świat okazał się być nie tylko piękny, ale też momentami depresyjny i nieprzewidywalny. Pokazał nam, że warto jest doceniać to, co nas otacza, bo nigdy nie wiadomo, kiedy możemy stracić wszystko.
    Liczę na to, że dopiero raczkujący 2021 rok okaże nam więcej litości i zrozumienia.
    Wszystkiego dobrego i powodzenia! ❤️

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Mężczyzna nad mężczyznami

                                                                                                 Męskość. Czym właściwie jest? Czy jest to zbiór cech fizycznych czy może cech osobowości? A może jest niczym więcej niż pojęciem wymyślonym przez kobiety czekające na nadejście mężczyzny nad mężczyznami czyli... PRAWDZIWEGO MĘŻCZYZNY. Przyznam szczerze, że jeszcze kilka dni temu miałam w głowie gotowy post dotyczący właśnie męskości. I kiedy pod wpływem impulsu zdradziłam mój pomysł jednemu z przedstawicieli płci przeciwnej dostałam kubeł zimnej wody na głowę. Okazało się, że męskość w oczach kobiet jest kolokwialnie mówiąc, jedną wielką ściemą w oczach mężczyzn.      Kim właściwie jest ten prawdziwy mężczyzna z naszych wyobrażeń? Za pewne większość kobiet ujrzy przystojnego dżentelmena, ubranego w dobrze skrojony garnitur i pachnącego drogimi perfumami od Hugo Bossa. Żeby nie było, że patrzymy tylko na wygląd fizyczny, ów prawdziwy mężczyzna w naszym mniemaniu powinien być kultural

Niewykorzystane szanse

                                         Żeby żyć potrzeba odwagi. Nie chodzi mi o byle jaką egzystencję, ale o prawdziwe życie. Takie z całą paletą doświadczeń i emocji. Żeby żyć trzeba najpierw wyjść ze swojej strefy komfortu, która choć tak ciepła i bezpieczna, to po cichaczu związuje nam ręce i nogi. Mówi Ci rozpaczliwym głosem- Nie rób tego! Jest dobrze jak jest! Po co cokolwiek zmieniać? A co jeśli przegrasz?      Fajnie jest tkwić w tej bezpiecznej strefie komfortu, prawda? Kiedy coś tam robisz, ale tylko tyle na ile pozwala Ci Twój strach przed upadkiem. Często żyjemy na pół gwizdka. Tak, aby nie przemęczyć się za bardzo i nigdy nie potknąć. Rozbraja nas ten paniczny strach, który czyha za rogiem gdy tylko podejmiemy wysiłek. Dlatego żyjemy byle jak. Porzucamy nasze ambicje, zapominamy o marzeniach i planach. Boimy się, że prędzej czy później podwinie nam się noga i co wtedy? Muszę przyznać, że zdarza mi się mieć do siebie żal. Obwiniam się za to, że nie zawsze wy