Wracam zmęczona pociągiem, który z powodu awarii miał znaczne opóźnienie. Trzęsąc się z zimna, wpadam do Biedronki i kupuję coś na dzisiejszą kolację. Płacę, nie zapominając powiedzieć "Dobranoc". Ekspedientka jest tak zmęczona, że nawet nie ma siły odpowiedzieć. Jak dobrze ją rozumiem...
Otwieram drzwi, zrzucam kurtkę, włączam czajnik i jakaś tajemnicza siła powala mnie na łóżko. Przyrządzam kolację(czyli śledzie z puszki) i odpalam komputer. Co by tu zrobić? Może poczytam książkę?- myślę, patrząc z nadzieją na półkę. Nie, no po prostu nie mam na to siły- decyduję i odpalam fb. To jedyna czynność, jaką jestem teraz w stanie wykonać- bezmyślne przesuwanie palcem po ekranie telefonu.
Wtedy zauważam zdjęcie koleżanki z siłowni. Jaka uśmiechnięta, jaka wysportowana! Zazdroszczę. Lecę dalej. Selfie znajomej skądś tam. Perfekcyjny makijaż, perfekcyjne tło, perfekcyjne włosy. Przeglądam dalej. Wow! Wszyscy coś robią, gdzieś jadą, spotykają się z kimś. A ja? Patrzę na siebie w lusterku i widzę rozmazany tusz, czerwony od zimna nos i włosy w kompletnym nieładzie. Fajnie mają. Zawsze tacy idealni i aktywni- przebiega mi przez myśl. Z tą myślą biorę kąpiel i idę spać. Budzi mnie odgłos otwieranych drzwi. Zerkam na zegarek i widzę drugą w nocy. To moja druga połówka wraca z koncertu. Słyszę jak kładzie się obok, całuje mnie w policzek i przytula mocno. Czym to ja się tak martwiłam? Już nie pamiętam...
Przy śniadaniu słyszę, że dla niego jestem najpiękniejsza. Tak po prostu. Bez makijażu i w rozczochranych włosach. Włączam na You Tube ulubiony zestaw porannych ćwiczeń i wykonuję mój poranny rytuał. Bez aparatu, bez like'ów. Jadę do pracy. Na jednej z lekcji uczennica daje mi laurkę z napisem" Dla najlepszej teacher" . Z uśmiechem na twarzy chowam prezent do teczki. Lubię tu być. Lubię robić to co robię, mimo że czasami nie mam sił.
Po pracy wpadam na chwilę do koleżanek. Zmęczona i głodna, ale już po chwili odzyskuję wigor. Śmiejemy się, przytulamy na pożegnanie. Co prawda, nie uwieczniłam tego na zdjęciu i nie wstawiłam go na żaden portal społecznościowy, ale jakoś nie miałam na to czasu ani ochoty. Najlepsze wspomnienia są w naszej głowie. Jak w "Dniu świstaka", kolejny raz otwieram drzwi, zrzucam kurtkę i włączam czajnik. Tylko teraz jest jakby inaczej. Uśmiecham się pod nosem, bo znowu zapomniałam ile mam i jaką jestem szczęściarą. Może i w internecie mam nudne życie, ale za to w realu mam po prostu życie. Pełne wzlotów i upadków. Jednego dnia daje mi porządnego kopa i wtedy po prostu cierpię. Pozwalam sobie na te wszystkie złe uczucia. Wtedy po prostu mnie nie ma. Ale po jakimś czasie znowu wychodzi słońce. Takie jest życie i wszyscy mamy tak samo.
W tym coraz bardziej wirtualnym świecie warto pamiętać, że to, co widzimy na czyimś zdjęciu, jest jedynie pojedynczym momentem z tysiąca innych momentów tworzących cały dzień. Bardzo często ten moment jest nieco zniekształcony przez to, co dana osoba chce nam pokazać. Doda żywsze kolory, napnie mięśnie lub wybierze najlepszy kadr. To wystarczy, abyśmy uwierzyli, że życie tej osoby jest zawsze takie idealne. Stąd krótka droga do porównywania się.
A przecież wszyscy jesteśmy tacy sami. Normalni, czasami zmęczeni, podekscytowani, przygnębieni czy samotni. Życie to nasza codzienność- zazwyczaj bez fajerwerków, ale tak to właśnie wygląda. Nie dążmy więc do czegoś, co istnieje tylko w internecie. Doceńmy to co żywe i prawdziwe. Pozwólmy sobie na całą gamę uczuć, nie miejmy do siebie wyrzutów sumienia. Pomyślmy, że nikt, ale to nikt nie jest idealny, bo przecież wszyscy jesteśmy tylko ludźmi.
Komentarze
Prześlij komentarz